Sfinansowany przez przemysłowców pean na cześć powojennej, amerykańskiej, zbiorowej pomysłowości opowiada o ex-polityku który zostaje dziennikarzem i zajmuje sie biznesem. Monroe pojawia się tutaj na krótko jako panna Iris Martin - recepcjonistka w biurze lokalnej redakcji prasowej, dziewczyna, którą wyprowadzają z równowagi pożadliwe spojrzenia jej szefa.
Morał: musiało dojść do tego, do czego doszło [kto oglądał, ten wie], żeby facet zmienił myślenie.
Ogólnie film nie kręci. Mimo, iż długo nie trwa - bo coś z godzinę, to jednak się dłuży. Końcówka bardzo przewidywalna. Kilka scen nużące. Gdyby nie ten morał końcowy uznałabym, że film był właściwie o niczym....
Poza tym, ze nigdy nie widziałam większego gniota, to rozbawił mnie następujący ironiczny fakt - USA największy przeciwnik komunizmu, nienawidzący całym sercem Stalina...a propagandowe filmy hołdujące rozwojowi przemysłu tak nie wiele różnią się od tych od naszych rodzimych o traktorzystkach...
Dla fanatyków Marilyn...
Tyle się tych zdjęć Monroe pojawia na okładkach a okazuje się, gra tam co najwyżej rolę epizodyczną. I pomyśleć, że ten film był w sprzedaży z "Tiną" z cyklu "Klasyka kina amerykańskiego" z Marilyn Monroe na okładce jako główną gwiazdą. Wiem, że Monroe do legend kina należała, mimo, ze grywała w średnich produkcjach,...
więcej